Nie za bardzo rozumiałem, za co mój mąż był na mnie zły, bo przecież nic takiego nie zrobiłem, ja tylko zadbałem o jego zdrowy sen. Logicznym dla mnie było, że Mikleo nie miał ochoty, a robił to dla mnie, by mnie zmęczyć i bym szybciej poszedł spać. Gdyby naprawdę miał na to ochotę, zainicjowałby to znacznie wcześniej, kiedy szliśmy do łóżka, a nie, kiedy prawie zasypiał. Więc o to ten cały foch? Nie rozumiałem go. Staram się dla niego, źle, nie staram się, też źle, nic nie robię to... to w sumie, nic mi nie mówi. No ale jak ja mam nic nie robić, jak ja nie potrafię nic nie robić...?
Do domu wracałem bardzo szybko, ale nie dlatego, że się go tak nie mogłem doczekać, tylko dlatego, że padało. Właściwie, to odrobinkę się do domu bałem wracać, Bo co jeżeli Miki nadal był zły? Nie lubiłem, kiedy był zły, czułem się wtedy źle, i to tak bardzo źle. A najgorzej jest wtedy, kiedy nie wiem, o co Miki jest obrażony, no bo teraz to ja nie wiem, co zrobiłem nie tak. Wydaje mi się, że dobrze zrobiłem, idąc na dół i go do niczego nie zmuszając, pozwalając mu odpocząć. Dobrze, że trochę tam w nocy ten dół posprzątałem, to dzisiaj aż tyle do roboty nie ma, chociaż nadal musi się zajmować dziećmi, a to też trochę czasu i sił zajmuje.
Niepewnie wszedłem do domu, zdjąłem z siebie płaszcz, buty nasłuchując jednocześnie, co się dzieje. Pierwszy na przywitanie przybiegł do mnie Lucky, ciesząc się niesamowicie z powodu mojego powrotu. No co za kochane maleństwo... nieważne, czego bym nie zrobił, ono i tak się ucieszy. Przywitałem się z nim, porządnie go głaszcząc, a następnie wszedłem do salonu, witając się z kolejnymi maleństwami, i tymi anielskimi, i tymi kocimi. Mikleo, który znajdował się w kuchni, zostawiłem sobie na koniec.
- Hej – odezwałem się przyjaźnie, stając w progu kuchni. Nie podchodziłem jeszcze do niego chcąc najpierw wybadać sytuację, to po pierwsze, a po drugie nie chciałem, by wyczuł, jak zimny jestem. Pewnie troszkę przemokłem, bo szedłem w deszczu. I może też Miki się do tego odrobinkę przyczynił...? Ale jak już, to tylko troszkę. Odrobinkę.
- Cześć.
Po tym tonie wypowiedzi oraz tym, że nawet nie zerknął w moją stronę, całkowicie skupiony na przygotowywaniu obiadu. Czyli nadal jest na mnie zły. Sądziłem, że Mikleo do tej pory troszkę się uspokoi i mu przejdzie, ale najwidoczniej się odrobinkę przeliczyłem. No nic, dzisiaj najwidoczniej czeka mnie kolejna noc na kanapie. Wczorajsza nie była zła, ale troszkę mnie plecy bolą... cóż, jakoś przeżyję.
Nie chcąc go denerwować jeszcze bardziej, ostrożnie się wycofałem. Skoro on mnie nie chce i jest teraz zajęty, no to zajmę się dziećmi. A później może wezmę pieska na spacer...? Albo nie, nie mogę, bo przecież pada. I wcale nie zamierzało przestać, sądząc po intensywności deszczu. I jeszcze te ciemne chmury... mam nadzieję że nie będzie burzy, ale coś czułem, że chyba jednak będzie. Czemu ta pogoda ostatnio jest taka beznadziejna? Nie podoba mi się to. Ja wiem, że jesień, i że brzydko, i deszczowo, i ponuro, no ale bez przesady. I jak ja mam żyć? No nie da się, a jednak trzeba.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz