Nie podobało mi się to ani trochę. Nie tak to miało wyglądać, mieliśmy razem z nim porozmawiać, dzięki czemu miałbym pełną kontrolę nad tym, co ten chłopak przy nim kombinuje. A tak? On to specjalnie zrobił. Co za cwany lis. Ale ja nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Dopilnuję, by był w stu procentach pewny, że nie ma u niego żadnych szans.
- Właściwie, to mam jeszcze do zrobienia sprawy związane z twoją osobą – przyznałem, kierując się za jego osobą. Tylko niech sobie nie myśli, że ja tak po prostu zapomnę to, co w tym momencie zrobił. Wczorajszego dnia zapewniał mnie, że będę obecny przy takim spotkaniu, a dzisiaj mnie tak do wiatru wystawia. Za taką niesubordynację czeka go kara, której jeszcze się nie spodziewa. Nie dzisiaj, bo muszę wracać do domu. Ale jutro będę już mógł spędzić noc w jego domu. I to najprawdopodobniej zrobię.
- Tak? A co takiego? – spytał, chociaż nie wyczułem w jego głosie ciekawości.
- Obiad. Muszę przypilnować, byś go zjadł. Tylko nie wiem, czy wolisz obiad z miasta, czy znów mam ci gotować – powiedziałem, starając się troszkę uspokoić. Zdenerwowała mnie ta cała sytuacja, i zirytował mnie ten młokos, ale doskonale wiedziałem, że te emocje muszę zachować na dzień jutrzejszy.
- Jestem dorosłym facetem, potrafię zadbać o siebie – odpowiedział, a ja uniosłem w powątpieniu jedną brew.
- Tak, i później nie jesz całymi dniami. Albo zjesz jeden suchy kawałek chleba. Więc? Którą opcję wolisz? – zapytałem, już troszkę zniecierpliwiony.
- Możesz mi pogotować. Całkiem to przyjemny widok – przyznał, na co zmroziłem go wzrokiem. Grabi sobie. I niedługo mu się dostanie za to wszystko.
Zostawiłem jednak te myśli dla siebie i ruszyłem za nim do jego domu, gdzie oczywiście pod jego czujnym okiem przygotowałem nam obiad. Nam, bo zamierzałem zostać do wieczora. Przynajmniej do momentu, w którym to nie przyjdzie chłopak. Plan miałem dosyć prosty, no ale jak to się mówi, genialność tkwi w prostocie.
Jednak po kolei. Najpierw jednak musiałem przygotować obiad, który dzięki jego instrukcjom znów wyszedł mi całkiem dobrze. Wątpiłem, że to było dzięki moim wspaniałym umiejętnościom. Miałem wiele talentów, ale gotowanie na pewno nie było jednym z ich. To po prostu Haru tak dobrze mnie instruował. Niech się jednak za bardzo przyzwyczaja, znajdę kogoś, kto tę jego rękę uleczy i skończy się moje usługiwanie mu.
Zjedliśmy, ja zabrałem się za pozmywanie, a kiedy już wszystkie naczynia suszyły się na suszarce, musiałem zająć się jego bandażem, który jak każdego dnia wymagał zmiany. W pewnym momencie odezwał się Koda, szczekając dosyć agresywnie na drzwi. Jak poszarpie mu nogawki, to dostanie ode mnie potężny kawałek szynki.
- Koda, spokój – odezwał się Haru, ale szczeniak go nie posłuchał. Co za wspaniały pies. Ubierając na swoje ramiona płaszcz zauważyłem kątem oka, jak ta czarna kulka chwyta za nogawkę spodni Ryo, puszczając dopiero wtedy, kiedy Haru mu rozkazał dosyć stanowczym tonem. Momentalnie zmieniam zdanie o tym psie. I przez to, jak go traktowałem, jutro dostanie naprawdę potężną porcję tej szynki. I do tego jeszcze kość.
Niespecjalnie się spiesząc poprawiłem płaszcz, założyłem na dłonie rękawiczki i podszedłem do m o j e g o chłopca, a następnie chwyciłem go za koszulę i pociągnąłem w swoim kierunku, by móc połączyć nasze usta w namiętnym pocałunku. Pocałunku, który mój chłopiec ładnie odwzajemnił, chyba odruchowo, ale ładnie odwzajemnił. Odsunęliśmy się od siebie dopiero po dłuższej chwili, kiedy zabrakło nam oddechu. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, kiedy dostrzegłem wypieki na twarzy Haru. A ten szok wymieszany ze złością na twarzy Ryo... że też ja nie mogę uwiecznić tego widoku.
- Do zobaczenia jutro – powiedziałem z wrednym uśmieszkiem, ocierając z brody stróżkę śliny, a następnie jak gdyby nigdy nic opuściłem dom, uprzednio oczywiście żegnając się z pieskiem, który bardzo mi zaimponował tego dnia.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz