Otworzyłem oczy wczesnym rankiem, zauważając kilka drobnych faktów, tych bardzo przyjemnych i tych mniej przyjemnych. Przede wszystkim, w końcu nie obudziłem się przemarznięty do szpiku kości. Pewnie zasługa kołdry, którą mu wybrałem. Oraz tego, że znów zasnąłem, przytulony do niego. Nigdy nie byłem za takim intymnym dotykiem, jakieś to dla mnie dziwne było, no ale to nie było jakieś takie bardzo dziwne, a nawet całkiem przyjemne, zwłaszcza po tej wczorajszej kąpieli, dzięki której całkiem ładnie pachniał, a i skóra jakaś taka milsza w dotyku... Dodatkowo zauważyłem, a wpierw poczułem, że Haru objął mnie w pasie, i to dosyć mocno. No, tego to ja się po nim nie spodziewałem.
Wiedząc, że nie mam wiele czasu, jakoś musiałem wydostać się z tego uścisku, co proste nie było, ale w końcu mi się udało. Z niechęcią wysunąłem się spod kołdry, bo poza nią było paskudnie zimno. Muszę z niechęcią przyznać, że jeszcze w życiu po seksie ciało aż tak mnie nie bolało. Nawet pomimo tego, że łóżko było miękkie, kiedy siedziałem na brzegu materaca, tyłek trochę mnie bolał. Nawet trochę bardziej, niż trochę. Coś się szczególnego stało, że wczoraj był aż taki agresywny? Nie, żebym narzekał, całkiem to przyjemne było, takie nowe, tylko następny dzień taki trochę nieprzyjemny.
Nie mogąc tracić czasu, postanowiłem dłużej nie siedzieć na łóżku. Wstałem, zaszedłem do łazienki, w której dosyć szybko się obmyłem z wszelkich pozostałości po seksie i przebrałem we wczorajsze ubrania. Nie było to najbardziej higieniczne rozwiązanie, i dlatego przed pracą chcę jeszcze skoczyć do domu, by się przebrać. Z niezadowoleniem zauważyłem, że moja szyja jest pełna malinek, a nawet gdzieniegdzie dostrzegałem ślady zębów. No on chyba sobie ze mnie żartuje... Za bardzo go rozpieszczam, a on mi się tak odwdzięcza.
Reszta poranka minęła mi trochę monotonnie i nie za bardzo pamiętałem. Wróciłem do domu, przebrałem się i ogarnąłem się, by wyglądać nienagannie, znów wróciłem do miasta, trochę podokuczałem Haru, Haru trochę podokuczał mi... a później zdarzyło się coś, co mi się strasznie nie spodobało.
- Czemu mamy brać tego szczeniaka na patrol? – zapytałem niezadowolony, unosząc jedną brew.
- Bo teraz nikt z nim nie może zostać, dopiero później, jak przyjdzie więcej osób. A taki mały spacer się mu przyda – powiedział, z dumą patrząc na pieska, który miał już obróżkę, i smycz... on go naprawdę przygarnie. Nadal to do mnie nie dociera.
- Udajemy się na patrol, nie na spacer – zauważyłem, nie rozumiejąc, gdzie się podział mój służbista.
- I tak się nigdy nic na nim nie dzieje, więc chodź – stwierdził, trochę mnie ignorując. Cudownie, po prostu cudownie.
Tak jak podejrzewałem, Haru znacznie bardziej skupiał się na szczeniaku niż na pracy, trochę ignorując mnie i to, co się wokół niego działo. Na szczęście ja starałem się zachować czujność, i nie poszło to na marne, bo w pewnym momencie dostrzegłem biegnącego chłopczyka o blond włosach, z plecaczkiem na ramionach i jakimś zwitkiem w ręku. Czyżby to był nasz goniec? Chciałem powiedzieć o tym mojemu partnerowi, ale ten już dawno zostawił mnie w tyle. Cóż, pewności nie mam, dlatego sprawdzę go sam i najwyżej go przyprowadzę. I z tym postanowieniem odłączyłem się od mojego partnera.
- Tommy? – zawołałem za nim, kiedy go w końcu dogoniłem w jakiejś pokrętnej uliczce. Kilka razy mi zniknął z pola widzenia, ale w końcu udało mi się go złapać. Chłopczyk przystanął, co tylko mnie utwierdziło w przekonaniu, że on to on, i odwrócił się w moją stronę z uśmiechem. – Szukałem cię – zacząłem, ostrożnie do niego podchodząc. Nie umiałem rozmawiać z dziećmi, ani w ogóle z osobami o delikatnej psychice, no ale byłem tylko ja.
- Zauważyłem. Jesteś ze straży, prawda? – zapytał, przyglądając się mi z zaciekawieniem. Skubany spostrzegawczy jest.
- Prawda. I jako strażnik mam do ciebie kilka pytań. Wiem, że teraz pracujesz, ale zapewniam cię, że stratny nie będziesz – powiedziałem, będąc gotów sypnąć malcowi trochę grosza.
- Mojemu szefowi strasznie się to nie podoba – stwierdził, co mnie trochę zdziwiło. Użył czasu teraźniejszego, nie przyszłego, przeszłego. Czyli... ten mały gówniarz mnie w pułapkę zaprowadził. Chciałem jakoś zareagować, ale nie zdążyłem, ponieważ poczułem, że coś mocnego, jak klinga miecza uderza mnie w tył głowy, pozbawiając przytomności.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz