Ucieszyłem się, kiedy Mikleo mi powiedział, że obrączki się mu podobają. W końcu, to na nie tyle czasu harowałem, i nie tylko na nie, też na cały nasz ślub, nad którym w końcu możemy zacząć myśleć. Wreszcie, strasznie się obawiałem, że po prostu do uroczystości nie dojdzie, ale wszystko wskazuje na to, że już za dwa miesiące, może trzy będziemy mieć piękną uroczystość. A jak nie... cóż, przynajmniej mamy obrączki, więc chociaż nie będę mieć gołej dłoni. Miki to chociaż ma ten piękny pierścionek... szkoda, że go wcześniej nie nosił, bo naprawdę ślicznie wyglądał.
- Cieszę się, że się podobają, bo trochę się na nie napracowałem – wyjawiłem, uśmiechając się delikatnie. – Jutro możemy przejść się do krawca, zamówić stroje, bo na pewno długo mu zajmie szycie. I jeszcze możemy porozmawiać z Alishą na temat użyczenia nam królewskiego ogrodu. O, i jeszcze musimy porozmawiać z kapłanem i może ustalić jakąś datę. I... – zacząłem, ale szybko zostałem uciszony przez mojego męża, bo Mikleo bardzo szybko zatkał mi usta dłonią.
- Hej, na spokojnie, nie wszystko na raz – powiedział łagodnie i zabrał swoją dłoń z moich ust. – Po jednej rzeczy na dzień, co?
- Ale nie wiem, czy się wyrobimy, mamy dużo rzeczy do załatwienia – odezwałem się, patrząc na niego z lekką paniką.
- No to po dwie. Nie ma co się spieszyć, teraz chciałbym się tobą nacieszyć – poprosił, chwytając moją dłoń.
- Nacieszysz się, bo teraz będę miał dla was mnóstwo czasu. I wam to wszystko wynagrodzę. Ale i tak trzeba planować ślub, by się ze wszystkim wyrobić – powiedziałem, chowając pudełeczko do kieszeni.
- Wyrobimy się – obiecał mi, całując mnie delikatnie w usta. – Na pewno nie chcesz obiadu? Starczy i dla ciebie.
- Nie chcę, dziękuję, Owieczko. Zaniosę obrączki na górę, nim je zgubię, i pomogę ci się zająć dziećmi – obiecałem, po czym zniknąłem na górze.
Dzisiaj byłem strasznie podekscytowany tymi obrączkami i chwilowym odpoczynkiem od pracy. Alisha obwieściła mi, że i tak będę otrzymywał wypłatę, tylko trochę mniejsze, niż gdybym pracował, co mi się nie podobało aż tak. Skoro nie pracowałem, nie powinienem nic otrzymywać, no ale weź jej to teraz przetłumacz. Naprawdę lepiej byłoby, gdyby te pieniądze przeznaczyła na coś innego, niż na mnie... ja to jednak kobiet nie rozumiem. I mężczyzn też w sumie tak niezbyt, bo nawet mojego męża momentami nie potrafię zrozumieć.
Szybko zszedłem na dół, by pomóc Mikleo z dziećmi, a później w sprzątaniu po nich, bo dzieci jak to dzieci najpierw musiały ubrudzić wszystko wokół, a dopiero potem zjeść. Życie z nimi było znacznie prostsze, jak mniejsze były... nie narzekałem jednak na sprzątanie, tylko cierpliwie pomagałem Mikleo w sprzątaniu, chcąc go trochę odciążyć. Nie chciałbym, by go znów złapała jakaś dziwna migrena, tamtego dnia naprawdę mnie przeraził z tym bólem głowy.
- A co ty na to, byśmy się przeszli nad jezioro? Pogoda ładna, dzieciom się trochę ruchu przyda – zaproponowałem, zmywając naczynia po obiedzie. W końcu Mikleo zrobił, a ja posprzątam, proste. – Mógłbyś jeszcze potem troszkę posiedzieć w jeziorze, a ja zabrałbym dzieci do domu, dawno chyba tak sobie w wodzie nie spędzałeś czasu – dodałem, zauważając ten jeden drobny fakcik. Dla mnie nie było problemu, by zająć się później dziećmi, a on się tam troszkę przez ten czas może zrelaksować.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz