Muszę przyznać, odrobinkę przejąłem się jego stanem myśląc, że to co poważnego, a przynajmniej tak było dopóki mi nie odpowiedział. Wyglądało więc na to, że po prostu przywalił komuś za mocno, nie zabezpieczając wcześniej knykci. Cóż, zdarza się nawet najlepszym, mi też się to czasem zdarzało na początku mojej przygody z treningami. Po kilku takich razach człowiek się nauczy sam, ale i tak będzie trzeba to opatrzeć.
Jako, że wcześniej już się trochę tu rozejrzałem, wiedziałem już, gdzie znajduje się jego apteczka, po którą ruszyłem zauważając, że pan Kato jakoś się do tego nie spieszy. I wszędzie tę krew zostawia... nie za bardzo przepadałem za widokiem krwi, czy to własnej, czy to czyjejś. Jest kilka wyjątków, ale akurat ta sytuacja się do tego nie zalicza.
- Chodź tutaj, opatrzę ci to, bo nie mogę na to patrzeć – zaproponowałem, wybierając sobie potrzebne do tego rzeczy. Nie, żebym kiedykolwiek to robił, ale mnie to robiono, więc jakieś tam pojęcie o tym mam.
- A co to? Dobre serce się w tobie odezwało? – usłyszałem jego sarkastyczny głos, ale pomimo tego grzecznie do mnie podszedł. Coś się dzisiaj wydarzyło, i to coś, co nie poszło po jego myśli. Bunta nie chciał współpracować? Możliwe. Zaraz przejrzę akta, być może na coś wpadnę, no i zobaczymy, co z tego wyniknie. Najpierw jednak ta ręka, bo trochę mi się ta rana nie podoba.
- Bardziej wcześniejsze śniadanie. Nie lubię krwi – odezwałem się, decydując się najpierw oczyścić ranę, by mu się nic babrać nie zaczęło, bo to już w ogóle byłoby obrzydliwe. Nie wiem, co jest gorsze, lejąca się krew czy też cieknąca z rany ropa... chyba niepotrzebnie o tym pomyślałem, bo tak trochę niedobrze mi się zrobiło.
- Strasznie delikatny jesteś – odpowiedział, a ja tego nie skomentowałem. Cóż, miał rację, pod tym względem byłem trochę delikatny, ale raczej z tym nie wygram. – Opatrywałeś w ogóle kiedyś komuś ranę? – dopytał, a ja wyczułem w jego głosie autentyczną ciekawość.
- Nie. Zwykle to mną się zajmowali. Jesteś moim pierwszym pacjentem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, starając się być w miarę delikatnym. Na bycie mniej delikatnym jeszcze przyjdzie czas.
- Widać. Strasznie się mozolisz – usłyszałem, co mi się nie spodobało. Ja tu się dla niego staram, a ten mnie krytykuje... znaczy się, robiłem to też dla siebie, by miałem troszkę dosyć krwi, no ale to on głównie z tego korzystał. Zbyt mocno potarłem otwartą ranę, co spowodowało cichy syk ze strony Haru.
- Mówiłeś coś? – odpowiedziałem niewinnie, a Haru coś tylko wymamrotał pod nosem, czym się nie przejąłem, tylko spokojnie dokończyłem oczyszczanie i obandażowanie jego rany. – No, gotowe. Możesz się w końcu zająć czymś pożytecznym. Możesz podłożyć do kominka i ugotować obiad. Trochę zmarzłem i głodny jestem – powiedziałem, chowając już niepotrzebne rzeczy do szafki.
Haru westchnął cicho i z irytacją, no ale zrobił to, co mu kazałem. Ja z kolei zabrałem się za coś, co interesowało mnie najbardziej, czyli akta. Zabrałem je ze stołu, a następnie skuliłem się w fotelu i zabrałem się za lekturę. W pewnym momencie tutaj do mnie na fotel wskoczył Koda, który skulił się przy moich stopach i chyba zasnął. Początkowo chciałem, by zszedł, zwierzęta nie powinny wskakiwać na meble, ani w ogóle przebywać w domu... no ale tak w sumie, to mnie dogrzewał, więc już niech sobie tu leży. Nie mój pies, nie moje meble, nie ja go wychowuję, ja bym swojemu psu nie pozwolił tak wskakiwać.
- Nie potrzebujesz może pomocy przy przyciśnięciu go w sprawie tych nazwisk? – zapytałem, zamykając teczkę, chociaż troszkę nie byłem przekonany, czy wypytywanie go o nazwiska miało sens. Zbadałbym plotki podobne do tych, jakie krążyły o Akirze. Albo spróbowałbym znaleźć miejsce, w którym Bunta mieszka, i je przeszukał. Ktoś taki jak on musi trzymać haki na innych, by nikt go nie sprzedał. A przynajmniej ja bym tak robił, nigdy nie wiesz, kiedy ktoś wbije ci nóż w plecy, więc trzeba być o krok przed nimi.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz