czwartek, 5 października 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Nie było potrzeby, aby mój mąż zabierał ode mnie dziecko, Haru nie byłem wcale taki ciężki, a jeśli on weźmie drugie dziecko na ręce, to coś tak czuje, że będzie mu ciężko, a tego dla niego nie chce.
- Nie trzeba dam sobie radę - Zapewniłem, nie potrzebując jego pomocy, przecież nie jest mi aż tak ciężko, dłonie mi jeszcze nie uschnął.
- Jesteś pewien? Bo jeśli jest ci za ciężko, to ja zabiorę od ciebie chłopca - Stwierdził, oczywiście chcąc za wszelką cenę mi pomóc, nawet jeśli tej pomocy nie potrzebuję.
- Nie Sorey, nie potrzebuję twojej pomocy, dam sobie radę sam - Zapewniłem, podchodząc do męża, aby ucałować go w policzek, wracając z mężem do domu, dzielnie trzymając synka na rękach, odczuwając ulgę, gdy położyłem go do łóżeczka, masując swoje ramiona.
- A mówiłem ci, że wezmę od ciebie Haru - Odezwał się do mnie, widząc mój masaż ramion, które trochę mnie bolały.
- Mówiłeś to prawda, ale ja też coś powiedziałem i zdania nie zmieniłem aż do samego końca - Powiedziałem, wychodząc cicho z pokoju, naszych dzieci zabierając ze sobą męża, który coś tam jeszcze mówił sobie pod nosem, niezadowolony z tego, co do niego powiedziałem, a i z tego, co zrobiłem, bo przecież miałem mu oddać dziecko, a nie robić wszystko po swojemu. No cóż, chyba już powinien się do tego przyzwyczaić.
- Coś mówiłeś? - Zapytałem, odwracając się do męża, unosząc jedną brew ku górze.
- Ja? Nie, nigdy w życiu - Zapewnił mnie, uśmiechając się do mnie głupkowato.
- Ja mam nadzieję - Odezwałem się, nie chcąc się z nim kłócić, ale i jednocześnie nie chcąc słuchać jego burczenie pod nosem, jeśli chce już coś powiedzieć, niech mówi na głos, a nie mi tu pod niego coś gada, tak abym tego nie słyszał.
Reszta wieczora upłynęła nam dosyć spokojnie, wspiera kąpiel, która rozmowa a po niej sen, którego oboje tak potrzebowaliśmy.

Rano, gdy tylko słone pojawiło się na niebie, otworzyłem swoje oczy, dostrzegając wciąż śpiącego obok męża, do którego przytuliłem się, całując delikatnie w ramię, nie mogąc już spać, wpatrując się w twarz ukochanego faceta, która zawsze była dla mnie cudowna. Lubiłem się w niego wpatrywać i chociaż nie zawsze miałem na to szansę, dziś napawałem się tym, nie odrywając od niego ani na chwilę spojrzenia dostrzegając, gdy się budził, wtulając w moje ciało.
- Dzień dobry owieczko - Usłyszałem, czując jego usta na moim czole.
- Dzień dobry kotku - Przywitałem się z mężem, głaszcząc go po policzku, nie odsuwając od niego swojego wzroku.
- Wyspałeś się? - Zapytał, głaszcząc mnie po głowie, poprawiając moją przydługawą grzywkę.
- Tak wyspałem, a później podziwiałem twarz przystojnego mężczyzny, od którego nie mogłem oderwać wzroku - Wyszeptałem, zgodnie z prawdą przybliżając się do niego, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, nim oboje zostaliśmy zmuszeni do wstania z łóżka a wszystko to z powodu naszych maluchów, które postanowiły się wybudzić ze snu, one zawsze wiedziały, kiedy się wybudzić, abyśmy tylko przypadkiem nie zrobili czegoś nic odpowiedniego, po prostu cudowna antykoncepcja..

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz