czwartek, 5 października 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie podobało mi się to, że Miki tak po prostu kazał mi się poddać. Nie po to ja przez całą zimę pracowałem i czasem zarywałem nocki, by teraz Alisha mi mówiła, że ona to wszystko opłaci. Ja wiem, że ona ma na to środki i że chce dobrze, no ale nie chciałbym jej niczym obarczać. Bardzo nam pomogła teraz i w przeszłości, jestem jej za to wdzięczny z całego serca, no ale nie powinna ona wydać te pieniądze na coś innego? Na poddanych, na przykład? My sobie świetnie dajemy radę, zadbałem o to, by nam środków na nic nie brakło i jedyne, czego teraz od niej chciałem, to możliwość zorganizowania ślubu w ogrodach królewskich o najpiękniejszej porze roku, kiedy to wszystkie krzewy i drzewa rozkwitają. Nie potrzebowałem żadnych dodatków pieniężnych na jakieś dekoracje, na kucharzy, namioty, stoły... i próbowałem ją jeszcze do tego przekonać, no ale Alisha swoje, ja swoje, i w końcu musiałem odpuścić. Zrobiłem to z niechęcią, po prostu źle mi z tym było, że ona za to musiała zapłacić. Znaczy się, nie musiała, tylko chciała, ale ja i tak nie czułem się z tym najlepiej. Miałam wrażenie, że to wygląda tak, jakbym ją wykorzystywał. Załatwiła mi dogodną pracę, podwyżkę z powodu absolutnie niczego, i teraz jeszcze ten ślub... tak to nie powinno wyglądać. 
– Wszystko w porządku? – spytał Mikleo, kiedy już opuściliśmy królewski zamek. 
– Niekoniecznie. Nie chcę jej tak wykorzystywać, źle się z tym czuję – odpowiedziałem, poprawiając sobie Hanę na rękach. Bliźniaki usypiały nam na rękach, ewidentnie zmęczone całym tym dniem, no i się im troszkę nie dziwiłem. Od samego ranka nam dzielnie towarzyszyły, najpierw w wyborze stroju u krawca, później grzecznie siedziały w katedrze podczas rozmowy z kapłanem, no i teraz u Alishy były strasznie grzeczne. Tak trochę jak nie one, jak się nad tym zastanowić, bo zazwyczaj to cały dzień potrafiły szaleć i nijak szło je uspokoić. Ktoś nam je w nocy podmienił, czy jak? Chyba, że to po wczorajszym dniu takie wymęczone... to by się zgadzało, wczoraj sobie z Luckym troszkę poszalały. 
– Nie myśl tak o tym. Alisha sama to zaproponowała. Jest twoją przyjaciółką i chce ci pomóc, jak tylko może – wyjaśnił spokojnie, poprawiając sobie na rękach Haru. 
– Jestem jej za to wdzięczny, naprawdę... ale nie potrzebuję tej pomocy, mogę sobie śmiało na te wszystkie rzeczy. Po to tyle pracowałem, by móc sobie pozwolić na to wszystko. A ona te pieniądze mogłaby przeznaczyć na coś innego – przyznałem, ciężko wzdychając. Czemu to do niej nie docierało? 
– Alisha od zawsze była szczodra. Im szybciej się przyzwyczaisz, tym lepiej dla ciebie – podsumował, nie za bardzo tym nieprzejęty. No tak, on miał na to trochę więcej lat ode mnie. Ja ją poznaję tak właściwie dopiero w tym życiu i jeszcze się nie przyzwyczaiłem. 
– Postaram się. Wziąć od ciebie Haru? Widzę, że trochę ci ciężko – zaproponowałem, zwracając większą uwagę na mojego męża, jak już sobie trochę pomarudziłem. Dzieci były ciężkie, owszem, ale jeszcze dwójkę na raz jakoś unieść potrafię... 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz