Z niechęcią musiałem przyznać, że to było jedyne, sensowne wyjście, to mieszkanie w jego domu. Wygód tam nie ma, ale już i tak nieco mu troszkę tam ulepszyłem. A to mu łóżko kupiłem, wczoraj na szczęście trochę rozszerzyłem asortyment jego łazienki, no i jedzenie jest dobre, więc... cóż, to tylko tydzień. Może nawet mniej, bo ja nie zamierzam siedzieć aż tydzień na tyłku, który swoją drogą trochę mnie boli po wczorajszym.
Czując okropne dudnienie w głowie i nawracające nawroty, położyłem głowę na poduszce i przymknąłem oczy. I tak nie mam nic do roboty, bo przecież muszę leżeć i odpoczywać, więc i to zrobię. Oby jak najszybciej ten wieczór nastał, bo już chciałem stąd wyjść.
Obudziłem się kilka godzin później, a to wszystko przez ssanie w żołądku, który dawał mi subtelne znaki, że najwyższa pora coś zjeść. Wyjątkowo dzisiaj nie zjadłem śniadania, ponieważ nie miałem na to czasu, i teraz trochę tego żałowałem. Co prawda zauważyłem talerz ze szpitalnym jedzeniem na szafce... ale jakoś mnie specjalnie nie zachęcało. Aż tak głodny to ja nie byłem. Odwróciłem głowę w stronę okna zauważając, że nadeszła już pora końca pracy. I to już dawno. Haru pewnie już jest w domu. Kazał mi przyjść wieczorem, ale skoro jest w domu już teraz, to co ja tu będę siedzieć jak idiota, w tym niewygodnym łóżku, i niedobrym jedzeniem? I jeszcze by mi się umyć przydało, miałem wrażenie, że przesiąknąłem zapachem szpitala, a to nie jest nic przyjemnego.
Postanowiłem więc jak najszybciej opuścić to przeklęte miejsce. Wstałem z łóżka, i zrobiłem to chyba za szybko, bo trochę mi pociemniało przed oczami i zakręciło w głowie, ale niezrażony tym wyszedłem na korytarz. Jakież to było moje zdziwienie, kiedy natknąłem się tam na Haru, który już taki zaskoczony nie był.
- Możesz mi powiedzieć, co ty robisz? – spytał spokojnie, przyglądając mi się uważnie.
- Wychodzę z tego szpitala, mam dosyć – odparłem, starając się zabrzmieć pewnie, ale przez to, że nie piłem nic cały dzisiejszy dzień, zaschło mi w gardle i mój głos brzmiał okropnie. Chcę w końcu stąd wyjść, mam dosyć serdecznie tego miejsca.
- Miałeś wyjść wieczorem – zauważył.
- Jest prawie wieczór, czyli już mogę wychodzić – trzymałem twardo przy swoim. Już i tak za długo tutaj czasu spędziłem.
- Już chodź ze mną i nie męcz tych ludzi – usłyszałem, z czego bardzo się ucieszyłem. Jakby mi znów zagroził przerwaniem naszej relacji, to bym go chyba w łeb walnął.
Tak więc wypisałem się ze szpitala i zadowolony wyszedłem z tego paskudnego miejsca. Jak tylko opuściłem budynek, chciałem zdjąć ten bandaż, ale Haru mi to uniemożliwił. Ten człowiek jest naprawdę niemożliwy... jak jutro pójdzie do pracy, to i tak to zdejmę. Nie ma mowy, że ja będę chodzić bity tydzień w tym czymś. Przeszkadzało mi to, nie czułem się w tym atrakcyjnie, i głowa przez to ciężka była... nie wiem, po co to w ogóle było.
- Więc jednak się zdecydowałeś u mnie zostać – powiedział, kiedy już dotarliśmy do jego domu, a ja mogłem usiąść na krześle, padnięty po dzisiejszym dniu. Czułem się żałośnie, nic nie zrobiłem, a jestem padnięty... w życiu się nie czułem tak źle, jak czuję dzisiaj.
- Wybrałem po prostu mniejsze zło – przyznałem, z zażenowaniem słuchając, jak głośno burczy mi w brzuchu.
- Ktoś tu jest głodny. Poczekaj, już nam obiad zrobię. I tobie też, maluchu – ostatnie zdanie skierował do psa, który o dziwo jeszcze tu był. Chyba będę się musiał naprawdę do niego przyzwyczaić. W sumie, to nie był on taki zły, o ile ja nie muszę się nim zajmować.
- Nie jadłem nic cały dzień, nie piłem nic cały dzień, prześmierdłem szpitalem, cały czas boli mnie głowa i jeszcze pewnie zaraz będzie mi zimno, mam dosyć tego dnia – mruknąłem sfrustrowany, masując skronie mając nadzieję, że choć odrobinkę ukoi to ból.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz