Obudziło mnie zimno i brak mojego grzejnika przy mnie. Niezadowolony przetarłem zaspane oczy, rozglądając się dookoła i na moje szczęście zauważyłem, że Haru jeszcze nie wyszedł. I bardzo dobrze, szybko się ogarnę i do niego dołączę, nie ma mowy, bym miał tutaj spędzić kolejny dzień... i pomyśleć, że mam tutaj siedzieć jeszcze sześć dni, łącznie z tym, przecież to niemożliwe, który człowiek wysiedzi ci tyle czasu w domu, nie robiąc nic? Owszem, czasem chwila lenistwa jest fajna, ale teraz wolałbym pójść do pracy i upewnić się, że ci, którzy mają trafić na stryczek wylądują tam.
– A ty co robisz? Wracaj do łóżka – usłyszałem, kiedy wszedłem do salonu w poszukiwaniu swych zwyczajnych ubrań. Te, które miałem w tym momencie na sobie i które należy de facto do niego, były wygodne, ale trochę zimne, niestylowe i za duże. Kiedy widzi mnie tylko on, no to jakoś to mogę przeżyć, ale inni ludzie nie mogą mnie takiego zobaczyć. Muszę się prezentować.
– Idę do pracy. Coś narzekałeś, że trochę jej masz beze mnie, a tutaj idzie mi umrzeć z nudów i zimna. Gdzie położyłeś moje ubrania? – spytałem, kiedy po przeszukaniu pokoju wzrokiem nigdzie nie mogłem ich znaleźć. Pewnie je gdzieś schował. Albo dał do prania. Jeżeli zrobił to drugie... to w czym ja dzisiaj do pracy pójdę?
– Nie idziesz do pracy, miałeś odpoczywać tydzień, a z tego co dobrze liczę, tydzień nie minął – odparł, całkowicie ignorując moje pytanie. Pewnie specjalnie. – Ja wychodzę z Kodą, ty zostajesz. Ogień rozpalony, śniadanie na stole. I zamykam cię na klucz – dodał, opuszczając dom. I faktycznie usłyszałem, jak przekręca kluczem w zamku. Co za mały gad. Przecież on tylko sobie pod górkę robi. Chcę mu pomóc z dobrego serca, a ten mnie zamyka w zimnych czterech ścianach.
Oburzony jego zachowaniem i niezadowolony wróciłem do łóżka, okrywając się pierzyną. Tydzień... co miał w głowie ten lekarz, kiedy zalecił mi tydzień wolnego? Coś mówił o lekkim wstrząśnieniu mózgu, nie wiem dokładnie, bo bardziej skupiałem się na tym, by mnie tam nie zemdliło całkowicie, no ale skoro to było lekkie, to nie ma się czym przejmować. Żyję, czuję się całkiem dobrze, do bólu się przyzwyczaiłem na tyle, by z nim żyć, no ale też nadal będę narzekał na niego Haru, by po prostu miał świadomość, jak się czuję. W końcu to, co mi się stało, było tak samo jego winą, jak i moją. Mogłem mu powiedzieć, że dostrzegłem chłopca. A on miał mnie pilnować, w końcu nadal się uczę, był za mnie odpowiedzialny.
Czując, że już nie zasnę, postanowiłem zjeść śniadanie, które mi przygotował, zrobić sobie kawę, i robić to, co wczoraj, czyli poczytać, bo tylko to było w miarę ciekawe. To już chyba wolałbym, by zostawiał tutaj tego psa, jak pojętny był, to może udałoby mi się czegoś go nauczyć. O trenowaniu psów jakieś pojęcie miałem, na moim podwórku znajduje się kilka czujnych okazów, których zadaniem jest pilnowanie posiadłości i odstraszanie nieproszonych gości, i chociaż od ich szkolenia miałem zatrudnionego człowieka, uczestniczyłem w nich dość aktywnie, w końcu psy trzeba było nauczyć, kogo należy słuchać.
Nim Haru wrócił do domu, skończyłem czytać książkę. Teraz to w ogóle nie będę miał nic do roboty, jak jego tu nie będzie... może jednak przyniesie trochę papierów do domu? Przynajmniej będę mógł czym zająć myśli.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz