Nie chciałem chodzić wśród tylu ilości ludzi, których się bałem, po tym, co przez nich przeżyłem, nie chcąc mieć z nimi już nic wspólnego, a mimo to nie chce, aby Sorey się zawiódł, miał taki plan na cały dzień a ja nie chciałem mu tego wszystkiego psuć, musiałem się wziąć w garść.
- Nie, nie ma potrzeby, możemy iść dalej ustalać wszystko do ślubu - Powiedziałem, przytulając do siebie synka, który bardzo chcąc na ręce.
- Dobrze, jeśli tego chcesz - Chwycił mnie za dłoń, aby dodać otuchy. I przyznać musiałem szczerze, że było mi to bardzo potrzebne, coś tak czuje, że bez tego nie byłbym w stanie przejść się, chociażby do katedry.
Na szczecie to było już za mną przynajmniej na chwilę, póki jesteśmy tu w tym cichym i bezpiecznym koncie.
- Co was tu sprowadza moje dzieci? - Zapytał, proboszcz, podchodząc do nas, witając się z nami z pełnym szacunkiem.
- Chcemy ustalić datę ślubu - Odezwał się Sorey, czym lekko zaskoczył kapłana, mężczyzna chyba się tego nie spodziewał, byle by tylko nie odmówił nam ślubu. Uważając, że ta sama płeć ślubu brać nie powinna.
- Ślubu? Myślałem, że już macie ślub - Wyznał, mając troszeczkę racji, mieliśmy o ile w ogóle to, co miało miejsce, było w ogóle ślubem.
- Chcielibyśmy odnowić przysięgę - Wytłumaczyłem, co zdecydowanie bardziej rozjaśniło proboszczowi całą tę sytuację.
- Rozumiem, w takim razie zapraszam do siebie - Zaprosił nas do swego gabinetu, gdzie wszystko dokładnie omówiliśmy, ustalając datę ślubu, równo za dwa miesiące czym przyznam, trochę nas proboszcz zaskoczył. Myślałem, że będziemy dłużej na to wszystko czekać, a tu proszę takie miłe zaskoczenie.
Zadowoleni z możliwości tak szybkiego odnowienia ślubów, mogliśmy pożegnać się z kapłanem, mając jeszcze jeden cel do załatwienia dnia dzisiejszego. Alisha z nią rozmowa będzie trudniejsza, kobieta bardzo chce pomóc nam w przygotowywaniach i tak coś czuję, że to zrobił, nawet jeśli Sorey będzie chciał postawić na swoim, z nią może nie wygrać i byłem tego pewien bardziej niż czegokolwiek na tym świecie.
I oczywiście tak jak się spodziewałem, miałem rację, Alisha bardzo chciała nam pomóc, w ogóle nie słuchając Soreya, który w tej sprawie miał swoje własne zdanie, no cóż, akurat oni w tych sprawach się nie dogadają, nawet gdyby bardzo tego chcieli.
Westchnąłem cicho, nawet nie słuchając ich rozmowy, usiadłem na krześle obok dzieci, które karmiłem przygotowanym przez służbę jedzeniem dla naszych maluchów.
- Miki powiedz Alishy, że sami damy sobie radę - Odezwał się do mnie, zwracając tym samym moją uwagę.
- Sorey damy sobie radę, ale z Alishą nie wygrasz, dlatego polecam ci odpuścić - Zaproponowałem, nie mając zamiaru wtrącać się w ten ich konflikt, niech już sobie odpuścić dla spokoju.
- I ty przeciwko mnie? - Zapytał, zakładając dłonie na klatkę piersiową, pusząc swoje policzki.
- Nie jestem ani przeciwko ciebie, aby przeciwko Alishy, ja po prostu wiem, jak się to skończy, dlatego nie chce się w to wtrącać, bo to i tak nic nie da - Wytłumaczyłem, wracając spojrzeniem na maluchy, które musiałem pilnować, aby nic nie zabrudziły..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz