piątek, 13 października 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Zajmując się ogrodem, troszkę zapominając o posiłku i czasie który płynął zbyt szybko, zapewne, gdyby nie Sorey nie zdałbym sobie sprawy z tego, że to najwyższy czas na powrót do domu i zrobienie obiadu.
- Miki obiad gotowy, chodź do domu z dziećmi - Zawołał nas, wchodząc na taras, zwracając naszą uwagę.
Zerkając na maluchy, otarłem dłonie z ziemi, biorąc dzieci za ręce do taty który przygotował pięknie pachnące placki ziemniaczane, jak dobrze, że o tym pomyślał, gdyby nie on dzieci byłby głodne.
- Zjesz też? - Zapytał, sadzając dzieci na krzesełkach, zerkając na mnie.
- Nie dziękuję, pójdę do ogrodu - Odpowiedziałem, wychodząc z kuchni, od pełni straciłem ochotę na jedzenie, wciąż odczuwając silne poczucie winy, z powodu tego, co zrobiłem, moje zachowanie było okropne a ja świadom tego, jak i bólu który odczuwałem, z tego powodu nie byłem zbyt chętny na przyjemności które zdecydowanie nie były dla mnie, nie po tym okropnym zachowaniu.
Myśląc o tym, co zrobiłem, mimo że nie pamiętałem, wróciłem do mojego ogródka, warzywnego gdzie zajmowałem się odchwaszczaniem, robiąc to tak długo, jak długo musiałem, doprowadzając ogród do porządku.
Maluchy po zjedzonym obiedzie wróciły na ogród, gdzie tylko bawiły się z tatą, trochę przyszły mi poprzeszkadzać bardzo chcąc uwagi obojga rodziców swoich rodziców.
- Miki nie chcesz może z nami pójść na spacer? - Sorey podchodząc do mojego małego warzywnego ogródka, chcąc zachęcić mnie do wyjścia z ogrodu i spędzenia czasu z rodziną.
- Nie dziękuję mam co robić - Odpowiedziałem krótko, zerkając na męża, wracając wzrokiem do roślin, które miałem zamiar posadzić.
- Pójdziemy nad jezioro - Mówił dalej, chociaż już dałem mu jasno do zrozumienia, że nie chcę wyjść poza dom, bo co jeśli mi znów odbiję? Nie, nie mogę na to pozwolić, lepiej więc abym został tu, gdzie nikomu nic nie zrobię, a i nie doprowadzę męża do zawału serca.
- Nie chce iść nad jezioro - Odpowiedziałem, odrywając się na chwilę od pracy, aby spojrzeć na niego spokojnie bez emocji, wracając do swoich zajęć.
Sorey stał przy mnie jeszcze chwilę, nim ruszył z powrotem do domu, pozostawiając mnie w moim małym bezpiecznym kąciku.
Mój mąż zabrał dzieci na długi spacer, nie wracając do domu pod wieczór, gdy ja sam zakończyłem pracę w ogrodzie trochę nim już zmęczony.
- Mama, mama patrz, co dada nam kupił! - Zawołała Hana, dostrzegając mnie wracającego do domu, machając mi przed oczami zabawką.
No tak kupił kolejną zabawkę tak jakby te, które mają, im nie wystarczyły, ale co zrobić mam? Mój mąż bardzo lubi rozpieszczać nasze maluchy, a ja nie mogę mu tego zabronić, kocha je i w taki sposób okazuje mi miłość, trochę za bardzo je rozpieszczając, no ale cóż poradzić na to mogę? Nic, zdążyłem się przyzwyczaić, nie specjalnie mając inny wybór.
- Piękne, tatuś naprawdę ma gust - Odezwałem się do dzieci, zapraszając wszystkich do domu.
- Przypilnuj, aby dzieci umyły ręce, a ja zajmę się kolacją - Poprosiłem, zerkając na męża, idąc do kuchni, gdzie zabrałem się od razu do pracy..

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz