Zdziwiony patrzyłem na niego, nie rozumiejąc, skąd wzięły mu się lody, nie chciałem żadnych lodów, zdecydowanie wolałbym zjeść jabłka w karmelu.
- Ale kiedy ja nie chce na lody i nie chce nad jezioro, chce jabłka w karmelu - Mruknąłem, zachowując się jak mały chłopiec, który w tej chwili musi dostać to, co chcę.
- Dobrze, już dobrze Miki, pójdziemy na jabłka w karmelu, pójdziemy, gdziekolwiek będziesz chciał, tylko proszę, poczeka,j aż dzieci zjedzą śniadanie, dobrze? - Poprosił, kładąc dłoń na moim policzku, troszeczkę mnie tym uspokajając.
Dobrze chyba będę w stanie przeżyć te kilka minut, nim nasze dzieci zjedzą śniadanie, bo przecież nie zajmie im to zbyt długo prawda? Prawda?.
- No dobrze, poczekaj - Obiecałem mimo że moja mina zdecydowanie mówiła coś zupełnie innego niż ja. Bo tak szczerze przecież mogłem sobie iść sam, czemu więc tak bardzo chciał, abym na niego, a raczej na nich czekał? No ale skoro już tak bardzo o to prosi, to już poczekam, przecież nie jestem aż taki zły, aby go zignorować i olać swoje dzieci, które przecież i mojej obecności potrzebują a może i nie potrzebują? Przecież gdy mają tatusia przy sobie, po co im ja? Sam już nie wiem, myślenie dzisiaj zdecydowanie nie idziesz ze mną w parze.
- Cudownie, chodź - Pociągnął mnie do kuchni, sadzając na krześle, prosząc, abym grzecznie na nim siedział, nie wstając, dopóki dzieci nie zjedzą.
Ciężko wzdychając z powodu tego, że muszę czekać na bliskich, rozsiadłem się wygodnie leniwie, wpatrując się w sufit, wyłączając się znów na chwilę, zajmując myśli różnymi pomysłami, a i różnymi fantazjami marząc już o tym, że jestem nad wodą, rany jak oni długo jedzą. Przecież ja już nie mogę tak długo czekać, zaraz tu zwariuję.
Nie mając już cierpliwość, wstałem z krzesła, chcąc wyjść, po prostu nie mając już dłużej na nich czekać.
- Miki siadaj - Odezwał się bardzo poważnie, a mimo to chciałem go zignorować. - Mikleo siadaj - Powiedział bardzo poważnie, wręcz mnie troszeczkę stosując.
Niezadowolony napuszyłem swoje policzki, siadając z powrotem na krzesło, patrząc na niego z wyrzutem, jak on może mi tak długo kazać czekać.
Na moje szczęście dzieci w końcu zjadły, a my mogliśmy wyjść na dwór, zadowolony popędziłem nad jezioro, nie za bardzo słuchając się w tym momencie mojego męża, woda mnie wzywała, a ja nie miałem zamiaru opóźniać tego wszystkiego jeszcze bardziej niż i tak przez nich opóźniałem.
Z ulgą poczułem chłód na swoim ciele, którego w tej chwili tak bardzo potrzebowałem.
Zadowolony opadłem na samo dno jeziora, relaksując się nad nim przez chwilę, Niestety było to dla mnie zdecydowanie za mało, chciałem więcej, chciałem zrobić coś więcej.
Wynurzając się z wody, dopłynąłem do drugiego brzuchu, z dala od moich bliskich wychodząc z wody.
- Miki wracaj! - Usłyszałem głos męża, który zwrócił moją uwagę.
- Nie, idę nad wodospad - Zawołałem, nie chcąc już tracić na nich czasu, już i tak przesiedziałem prawie godzinę w domu czekać na nic, a nie chciałem, chcę coś zrobić więcej. Chcę pozwiedzać, pochodzić, cokolwiek, byleby nie siedzieć w jednym miejscu. - Wrócę później - Dodałem, znikając im z oczu biegnąć przed się w głąb lasu.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz