poniedziałek, 2 października 2023

Od Mikleo CD Soreya

W balii czułem się już odrobinę lepiej, zimna woda łagodziła ból, pozwalając mi, chociaż troszeczkę odetchnąć od tego okropnego bólu, który mi doskwierał.
Zmęczony i trochę obolały z powodu niezbyt wygodnej pozycji, którą przybrałem w balii, otworzyłem powoli swoje oczy, podnosząc się z wody, dostrzegając mojego męża, który prawie mi tu zasypiał, a dlaczego? Tego nie wiedziałem, mógł przecież pójść do sypialni mnie i tak nic by się nie stało, po przebudzeniu się podawałbym spać najlepiej do salonu, aby nie przerazić go moim okropnie zimnym ciałem.
- Sorey chodź do łóżka, co ty tu w ogóle robisz? - Zapytałem cicho, gdy wciąż bolała mnie głowa, może nie tam bardzo jak przedtem, ale mimo to dyskomfort mi doskwierał, a to powodowało, że nie czułem się najlepiej.
- Chciałem przy tobie być, jak się czujesz? - Zapytał, dotykając moje lodowate ciało, z powodu czego dostał drgawek.
- Może nie dotykaj - Poprosiłem, uśmiechając się delikatnie do niego, idąc do łóżka, w którym Sorey też po chwili się znalazł, wtulając w moje ciało, zaczynając się delikatnie trząść. - Sorey to chyba nie najlepszy pomysł - Powiedziałem, martwiąc się o niego, przecież zaraz cały zmarznie, a wtedy może zachorować, a tego nie chce.
- Nie przesadzaj, przecież zaraz zrobi mi się ciepło, a przytulać się do ciebie bardzo lubię - Wyznał, cicho przy tym ziewając, był zmęczony, ale i przy okazji zmarznięty, mój ukochany biedaczek.
- Zaczekaj - Odsunąłem się od męża, biorąc do rąk koc, którym go owinąłem, nim znów się do mnie przytulił. - Tak będzie dla ciebie lepiej - Powiedziałem, chowając się w jego ramionach.
- Dobranoc - Wyszeptałem, nim znów odpłynąłem do krainy snów, nie mając siły już z nim walczyć.

Rano, gdy otworzyłem oczy, ból głowy nadal nie mijał, może nie był tak silny, ale wciąż się utrzymywał.
- Sorey? Co ty tu robisz? - Zapytałem, gdy w końcu wstałem z łóżka, idąc do pokoju maluchów, których nie było, przerażony zszedłem na dół do salonu, gdzie wszystko było tak, jak być powinno. Sorey zajmował się maluchami, a te wesoło krzyczały, śmiały się i bawiły, co było słodkie, ale i bolesne.
- Zostałem w domu, martwiąc się o ciebie, wczoraj naprawdę źle wyglądałeś, ale i dziś nie jest chyba najlepiej - Powiedział, kładąc dłoń na moim policzku.
- Nic mi nie będzie, poboli i przestanie - Przyznałem, nie specjalnie chcąc się tym przejmować, to nic przecież takiego, jestem dorosły i żaden bil głowy ze mną nie wygra.
- Nie możesz tak do tego podchodzić a co jeśli coś ci się stanie? Co, jeśli już ci się coś dzieje? Powinienem iść do Lailah? - Zapytał, przesadnie się o mnie martwiąc.
- Nie Sorey Lailah mi tu nie pomoże - Zapewniłem, chociaż tak naprawdę pewien nie byłem, w końcu ja nawet nie wiedziałem, dlaczego mnie tak boli.
- A więc co ci jest? I jak ci pomóc? - Pytał dalej, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Chyba brakuje mi po prostu wody, czasem, gdy ignoruje jej zew, później źle się to dla mnie kończy - Wyznałem, mając tylko przypuszczenie, że to właśnie o to może chodzić.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz