Nie odpowiedziałem skupiony na swojej pracy, miałem teraz do zrobienia kolację dla maluchów, które nie mogły zbyt długo czekać na jedzenie, tym bardziej że zbyt długo nie wysiedzą w tych krzesełkach.
- Proszę, tylko ładnie jemy - Odezwałem się, podchodząc do dzieci, którym postawiłem talerzyki z jedzeniem na stole, całując maluchy w czoła, dostrzegając Soreya, który postawił kubek z czekoladą przed dziećmi, swój kubek stawiając przy swoim miejscu, podchodząc do mnie, chwytając za nadgarstek, wyciągając mnie z kuchni.
- Dada?! Mama?! - W tej samej chwili usłyszeliśmy głosy naszych dzieci, którym ewidentnie nie podobało się to, że ich tu zostawiliśmy.
- Tata musi porozmawiać z mamą. Proszę, jedzcie grzecznie, zaraz do was wrócimy - Sorey odezwała się do naszych dzieci, chcąc, aby były grzeczne, gdy ja przyciśnięty dosłownie do ściany nie mogłam za bardzo nic zrobić.
- Co się z tobą dzieje Mikleo? Odkąd wróciłeś do domu, jesteś jakiś dziwny, do tego rozgrzany powiedz mi co się z tobą dzieje, bez tego nie będę w stanie ci pomóc - Odezwał się, patrząc prosto w moje oczy, nie chcąc, abym wciąż unikał tematu.
- Nic mi nie jest - Powiedziałem, odwracając od niego wzrok, ewidentnie nie chcąc o tym rozmawiać.
- Nie kłam, gdyby ci nic nie było, nie byłbyś rozgrzany, nie unikałbyś wody i nie odmówiłbyś czekolady, ty tego nigdy nie robisz czegoś takiego - Powiedział, no i miał rację, nie odmawiam jedzenia, bo je lubię, nie odmawiam gorącej czekolady, bo uwielbiam smak słodkiego, ale tym bardziej nie odmawiam wody, do której zawsze mnie ciągnie, ale nie od pełni, po tym, co zrobiłem, moje poczucie winy całkowicie mnie niszczy, a ja nie chcę go pogłębiać, zachowując się tak, jak powinienem zachowywać się cały czas, jestem dorosłą osobą i mam pod opieką dwójkę dzieci, nie mogę pozwalać sobie na przyjemności, bo nie zasługuję na nie, po tym, co zrobiłem.
- Nie kłamie, przestań mnie przesłuchiwać, ja też mam prawo źle się czuję i czegoś nie chcieć, no i proszę, nie szarp mnie, bo to boli - Powiedziałem, czując ból ramion, za które mnie trzymał.
- Przepraszam, poniosło mnie - Powiedział, od razu poluźniając swój uścisk, patrząc prosto w moje oczy. - Czujesz się źle dlatego, że się na tobie wyżyłem za to, co stało się podczas pełni? - Zapytał, przyglądając mi się uważnie, analizując każdy mój najmniejszy wyraz twarzy.
- Nie, miałeś prawo się na mnie złościć, bo zrobiłem coś naprawdę nieodpowiedzialnego - Odpowiedziałem, nie czułem się źle dlatego, że mnie ochrzanił, czułem się źle, dlatego że do tego wszystkiego dopuściłem, zasłużyłem sobie na to, aby mój mąż był na mnie zły i chociaż wtedy było mi przykro, tak teraz nie mam do niego o to pretensji, zrobiłem coś bardzo złego, narażając na stres męża i dzieci zapominając w tym wszystkim o tym, co mogłoby im się stać, przez to moje głupie zachowanie, a pełnia w niczym mnie nie usprawiedliwia. - Muszę wracać do dzieci - Dodałem, uwalniając się z jego uścisku, wracając do dzieci, które już zdążył wybrudzić wszystko wokół siebie, dając mi zajęcie, tak abym przypadkiem się nie nudził.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz