Nie byłem pewien czy to, co słyszę i widzę, działo się naprawdę, mój mózg wymyślał mi różne nowe obrazy, które przewijały się przez moją głowę, nie dając mi spokoju, jednak myśl o śmierci mojego męża przerażała mnie najbardziej z nich wszystkich, nie chciałem, aby mnie po raz kolejny opuścił, już raz to przeżyłem, drugi raz na pewno bym sobie z tym nie poradził.
Potrzebując trochę czasu, aby się uspokoić, spojrzałem na niego, kładąc dłonie na jego policzkach, aby być pewnym, że on żyje, a to, co widzę, nie jest kolejnym wyobrażaniem mojego biednego mózgu.
- Naprawdę żyjesz - Westchnąłem cicho, odczuwając ulgę, gdy doszło do mnie, że to wszystko to tylko okropny sen.
- Oczywiście, że żyje i umierać nie planuje - Zapewnił mnie, całując w czoło, głaszcząc po włosach.
- To dobrze - Odetchnąłem, opierając głowę o jego klatkę piersiową, zamykając swoje oczy zdecydowanie już spokojniejszy.
Teraz gdy byłem pewien, że mój mąż żyje i nic mu nie grozi, mogłem ponownie zamknąć swoje oczy, odpływając do krainy snów, gdzie znów nie byłem w stanie rozpoznać, co jest prawdą a co snem.
Otworzyłem oczy, nie widząc zupełnie nic, w pierwszej chwili sądząc, że oślepłem, dopiero po chwili doszło do mnie, że jest noc, a mój mąż nie śpi obok mnie, zamiast niego w moim łóżku leżał ktoś obcy, ktoś, kogo nigdy wcześniej na oczy nie widziałem.
Zdziwiony wstałem z łóżka, uderzając chyba, o każą możliwą rzecz znajdującą się obok mnie, chcąc jak najszybciej opuścić ten pokój z obcym mężczyzną, wychodząc na przedpokój, idąc w stronę schodów, nie mając siły nawet do nich dotrzeć, przewracając się na ziemię.
- Miki? Co ty tu robisz? - Słyszałem głos męża, ale nigdzie go nie widziałem, czując dłonie, które chwyciły mnie, chcąc pomóc wstać z ziemi.
- Nie dotykaj mnie - Szarpnąłem się, nie dając mu podnieść się z ziemi.
- Miki co się dzieje? - Znów słyszałem głos mojego męża, chociaż wcale go nie widziałem, co się dzieje? Gdzie ja jestem? I dlaczego nie ma mnie w moim własnym domu obok mojego męża?
- Nie znam cię, zostaw mnie - Powiedziałem, próbując wstać z ziemi, nawet mimo tego, że nie byłem w stanie tego uczynić, moje ciało było okropnie ciężkie, a ja nie potrafiłem sobie z nim poradzić.
- Nie znasz? Miki to ja Sorey - Odezwał się, do mnie kładąc dłoń na moim czole. - niedobrze jesteś rozpalony - Usłyszałem, zwracając większą uwagę na człowieka, który był przy mnie.
- Sorey? - Zapytałem się, mrużąc swoje oczy, aby uważnie się mu przyjrzeć.
- Tak owieczko to ja - Powiedział, po czym podnosi mnie z ziemi, niosąc do łóżka, gdzie położył na tym miękkim materacu, kładąc na głowę zimny okład, który przyniósł mi ulgę. - Przyniosę ci zioła - Stwierdził, na co zmarszczyłem swoje brwi, nie ukrywając niezadowolenia z tego powodu.
- Dlaczego muszę to pić? Ja nie chce - Mówiłem zmęczonym głosem, czując, że ten krótki spacer był dla mnie naprawdę bardzo męczący, niby nic wielkiego uderzyłem kilka razy o szafki, a już czuję się, jakbym przebiegł dłuższy dystans.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz