Mimo okropnego zmęczenia przebudziłem się w nocy, dostrzegając brak męża obok siebie, a ten fakt naprawdę mnie przeraził, gdzie on był i dlaczego nie było go obok mnie tutaj w łóżku.
Nie mogąc spać z powodu braku mojego męża, wstałem szybko z łóżka, a następnie wyszedłem z naszej sypialni, rozglądając się po domu w poszukiwaniu mojego męża, który jak się okazało, znajdował się w kuchni.
- Sorey? Możesz mi powiedzieć kotku, co ty właśnie robisz? - Zapytałem, podchodząc do niego, wtulając się w plecy.
- Sprzątam, nie chce mi się spać, a więc ogarniam to, czego ty jeszcze nie miałeś siły ogarnąć - Powiedział, odwracając się w moją stronę, całując w czoło..
- Sorey przecież mogłem to zrobić rano, gdy już wstanę. Nie musisz przecież robić tego teraz - Powiedziałem, zaspany głosem przecierając swoje zaspane oczy.
- Mogłeś to prawda, ale ja też mogę to zrobić no i właśnie to robię, posprzątam kuchnię, abyś ty nie musiał tego już jutro robić.
- No tak, bo jutro przecież dzieci nie wybrudzą całej kuchni, jedząc śniadanie - Odezwałem się, siadając na krześle, podpierając jedną ręką swoją głowę, aby nie paść tutaj na stół.
- Wiesz, że nie musisz tutaj być? Możesz wrócić do łóżka i pójść spać - Zmartwiony zaproponował mi, abym poszedł do sypialni, zapominając o tym, że ja bez niego to nigdzie nie pójdę.
- Nie chce, nie bez ciebie - Przyznałem, zgodnie z prawdą cicho przy tym ziewając. - Ty to mi lepiej powiedz czy wszystkie zaproszenia zostały rozniesione - Poprosiłem, przyglądając mu się z uwagą.
- No Miki może nie wszystkie, bo jeszcze musimy zanieść je dzieciom i Aurorze, ale Alishy i serafiną wszystkim tak - Odparł, a ja zrozumiałem, że troszeczkę źle złożyłem zdanie, chodziło mi w końcu o serafiny i Alishę, a nie o dosłownie wszystkie zaproszenia, ja chyba naprawdę, kiedy jestem zmęczony, nie myślę, tak jak myśleć powinienem.
- To dobrze, przynajmniej już jedno mamy z głowy, w takim razie może jutro zaniesiemy zaproszenia dzieciom? - Zaproponowałem, wiedząc, jak bardzo zależy mu na tym, abyśmy jak najszybciej załatwili tę sprawę.
- Zobaczymy jutro, zawsze możemy zrobić sobie jeden dzień wolnego - Zapewnił, najwidoczniej jest zmęczony tym dzisiejszym rozdawaniem zaproszeń, mam tylko nadzieję, że Hanna była grzeczna, bo ona tak jak i jej brat, bardzo lubią czasem zachodzić nam wszystkim za skórę.
- Dobrze, nie mam z tym najmniejszego problemu, jutro po prostu spędźmy czas razem z maluchami, a ty już chodź ze mną do łóżka - Chwyciłem go za rękę, ciągnąć w stronę sypialni nie chcąc, aby siedział tu jeszcze dłużej, sprzątając coś, co można wysprzątać jutro rano.
Sorey troszeczkę narzekał, że chce jeszcze to skończyć, ale w końcu odpuścił sobie walkę ze mną, idąc posłusznie spać przy moim boku.
Rano obudziłem się bardzo wcześnie, nie mogąc już spać, czując mnóstwo energii, która wręcz mnie rozbierał, a to mogło oznaczać tylko jedno, dziś była pełnia a ja na pewno nie będę umiał usiedzieć na tyłku.
Nie budząc swojego zmęczonego męża, wstałem cicho z łóżka, ubrałem się, umyłem, przeczesałem włosy, kierując się do dzieci, które zdążyłeś się już obudzić, a dzięki temu, że szybko się u nich zjawiłem, mój mąż nie zdążył się chyba jeszcze obudzić, a to dobrze, niech śpi. Wczoraj naprawdę bardzo dużo zrobił, a więc teraz pora na mnie, abym i ja coś nareszcie zrobił.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz