Czułem, że mój mąż źle się czuję, z tym że jego ciasto zostało wyrzucone, a ja nawet go nie spróbowałem, trochę mi z tego powodu przykro nie chciałem aby nie czuł się z mojego powodu źle.
- Przepraszam, nie pamiętam tego - Przyznałem, patrząc na niego ze smutkiem w oczach.
- Nic się nie stało owieczko, nie mam ci tego za złe - Stwierdził, a ja mimo wszystko nie do końca mu wierzyłem, znałem go od lat i dobrze wieszałem, kiedy kłamał.
Lub mówił mi pół prawdę, której słyszeć nie chciałem, zdecydowanie wolałam aby był ze mną po prostu szczery, sprawiłem mu przykrość i to właśnie to powinien mi powiedzieć. - Chcesz iść na dwór? - Zapytał ponownie, chcąc chyba całkowicie odrzucić poprzedni poruszany przez nas temat.
- Chce - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, nie chcąc zostać tu sam, już i tak długo przesiedziałem w domu, najwyższa więc pora wyjść na dwór i zaznać chociaż trochę świeżego powietrza.
- W porządku, w takim razie zapraszam na podwórko - Odezwał się pomagać mi wstać z łóżka, idąc ze mną powoli w stronę tarasu, gdzie posadził mnie na nim, zbierając się do wyjścia z domu.- Bądź grzeczny i niczego głupiego nie rób - Poprosił, podchodząc do mnie, całując w czoło, traktując mnie troszeczkę jak dziecko, wygląda na to, że brakuje mu naszych maluchów, no właśnie, jeśli o to chodzi, ciekawe jak mają się nasze maluchy i czy aby Lailah nie ma już ich powoli dość.
- Dobrze tato, będę grzeczny - Odpowiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Bardzo zabawne ja mówię poważnie - Odezwał się, patrząc na mnie z uwagą.
- Dobrze, już dobrze niczego głupiego nie zrobię obiecuję - Odiecałem mu, naprawdę nie mając ochoty na żadne wygłupy ani genialne pomysły, które by doprowadziły go do zawału serca, nawet jeśli tego zawału serca nigdy nie będzie miał.
- Mam nadzieję - Odetchnął z ulgą, zabierając ze sobą naszego psiaka.
I tak o to zostałem na tarasie, sam grzejąc się na słońcu, naprawdę ciesząc się z czasu spędzonego na tarasie, trochę już znudziło mi się siedzenie w domu, a tak przynajmniej mogłem posiedzieć troszeczkę na tarasie.
Tak jak obiecałem mojemu mężowi, przez cały czas byłem naprawdę bardzo grzeczny, czekając tylko, aż wreszcie przyjdzie z moimi słodkościami, na które strasznie miałem ochotę.
Zmęczony już siedzeniem na karasie wstałem powoli z tarasu, idąc w stronę drewnianej huśtawki która stała u nas w ogrodzie.
Czekając na męża, huśtałem się delikatnie w przód i w tył odwracając się w stronę furtki, która właśnie się otwarła, a tuż za nią wszedł mój mąż wraz z naszym psem, który od razu do mnie podbiegł.
- Lucky - Przywitałem się z nim, głaszcząc po łebku, uśmiechając się do psa. Odwracając głowę w stronę mojego męża, który podszedł do mnie, całując w czoło.
- Proszę to dla ciebie - Podarował mi czekoladę, którą od razu otworzyłem, rozkoszując się jej cudownym smakiem, którego teraz było mi potrzebne.
- Chcesz też? - Zapytałem, nie mając problemu aby podzielić się z moim mężem tą przecudowną słodkością.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz