sobota, 14 października 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie rozumiałem, co działo się z Mikleo. Owszem, mi się zdarzyło pomylić imiona, bo jestem głupi, ale ja nie słyszałem żadnego psa. Ani nie byłem tak przeraźliwie palący, jak on. Już nie wspominając o tym, że ledwo trzymał się na nogach. Coś z nim było nie tak, a ja nie do końca wiedziałem, co. Coś tak jednak mi się wydawało, że mój mąż dnia dzisiejszego nie będzie się zajmował dziećmi, bo nie będzie w stanie. 
- Miki, jeszcze nawet słońce nie wstało, dzieci śpią – powiedziałem, przysuwając go do siebie, by móc położyć mu dłoń na czole. Na ten gest Mikleo westchnął z ulgą. W porównaniu z jego skórą, moja dłoń to musiała być lodowata. – Ale możemy iść do łazienki, wleję ci lodowatej wody do balii, może to ci trochę pomoże – zaproponowałem, przyglądając się mu ze zmartwieniem. 
- Ja tam się czuję dobrze, nie potrzebuję żadnej kąpieli – uparł się, no ale ja swoje wiedziałem. 
- Musimy ci zbić temperaturę, chodź – powiedziałem twardo, prowadząc go do łazienki. 
Mikleo nie oponował za bardzo, chyba nie mając na to siły. No i bardzo dobrze, bo i ja nie miałem siły, by się z nim szarpać. Słuchając, jak mówi o jakimś płaczącym kocie wlałem do balii wody, w ogóle jej nie podgrzewając, a następnie pomogłem mu do niej wejść, nawet go nie rozbierając. Mikleo od razu westchnął z ulgą, odchylając głowę do tyłu i przymykając oczy. Dobrze wiedzieć, że to mu ulgę przyniosło. Namoczyłem jeszcze niewielki ręcznik, który następnie położyłem na jego czole, a po tym usiadłem na krześle i po prostu nad nim czuwałem. A przynajmniej taki był plan, który nie do końca mi się udał, bo po pewnym czasie jakoś tak przysnąłem. 
Obudziłem się dopiero kilka godzin później, i to nie z własnej woli, a dlatego, że dzieci już się obudziły i nas wołały. Spojrzałem na męża, który ciągle spał w balii, a następnie podszedłem do niego i sprawdziłem wodę, która już była ciepła. Mój mąż był nieco zimniejszy, ale nadal jak na moje przeraźliwie ciepły. Przygotowałem ręcznik, w który go owinąłem, kiedy tylko go zabrałem z balii, a następnie ledwo przytomnego zaniosłem do sypialni. Nie było sensu, by dalej leżał w tej wodzie, skora ona już ciepła była. Później postaram się jakoś dzieci uśpić i znów mu przygotuję taką kąpiel, ale teraz jedyne, co mogłem mu zaoferować, to chłodne okłady co godzina, jeżeli dzieci mi na to pozwolą. 
- Dzieci... – wymamrotał, kiedy położyłem go na poduszkach. Co się z nim dzieje? Powinienem iść do Lailah? Ale jak mam iść do Lailah, kiedy on się tak paskudnie czuje? I nawet nie kontaktuje? Jeszcze sobie krzywdę zrobi, bo usłyszy jakieś dziwne odgłosy, których ja i nikt inny najprawdopodobniej nie słyszy. 
- Zajmę się dziećmi, ty sobie leż i niczym się nie przejmuj – powiedziałem łagodnie, przyglądając się mu ze zmartwieniem. 
- Pomogę ci – mruknął, próbując wstać, ale zaraz chwyciłem go za ramiona i z powrotem położyłem na poduszkach. 
- Dam sobie radę sam. A ty masz tutaj leżeć. A jak się mnie nie posłuchasz, to przywiążę cię do łóżka – zagroziłem, mając nadzieję, że to wystarczy, bo jednak do tego łóżka przywiązać bym go nie chciał, ale jak mi wyjścia nie da, to tylko to mi pozostanie. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz