poniedziałek, 2 października 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Wychodziło więc na to, że to jest moja wina. Gdybym więcej mu pomagał w domu, miałby dla siebie czas, i mógłby iść nad wodę... ja to głupi jestem. I to niewiarygodnie głupi. I teraz nie dość, że jeszcze przeze mnie cierpi, to znów stracę kilka dni pracy, bo muszę zostać w domu i pomagać Mikleo w domu... byłem za bardzo zachłanny, chciałem zarobić jak najwięcej i jak najszybciej, i teraz mój piękny Miki na tym cierpi. 
- Więc idź nad jezioro, a ja się zajmę dziećmi – zaproponowałem jedyną słuszną opcję. Będzie to ciężkie, ogarnąć to wszystko naraz bez niczyjej pomocy, ale skoro Mikleo dawał sobie radę beze mnie, no to ja też powinienem sobie dać radę bez niego. Zresztą, już wczoraj miałem go tam zaprowadzić, ale on zasnął, ja zasnąłem... ta, to mi tak trochę nie wyszło. 
- Nie, pomogę ci, nie zostawię cię samego – usłyszałem w odpowiedzi. Czemu on musi być taki uparty? Widzę, że czuje się źle, mówił mi, że czuje się źle, a on mi chce pomagać. Wystarczy, że dzieci troszkę głośniej krzykną, a on już się krzywił, najpewniej z bólu. 
- Pomożesz mi, jak już pójdziesz nad jezioro. Dotrzesz tam sam, czy może cię odprowadzić? Dzieciom się przyda mały spacer – zaproponowałem, a Mikleo od razu pokręcił głową. 
- Lepiej nie, niedługo zacznie padać, a nie chcę, by dzieci się przeziębiły – odparł, a ja kiwnąłem głową. Mówił mi kiedyś, że potrafił wyczuć deszcz zawczasu, dlatego ufałem mu w pełni. Poza tym, miał rację, nie chciałbym, by nasze maleństwa cierpiały. Mikleo cierpiał i czuję się z tym paskudnie, a gdyby tak jeszcze dzieci były chore...
- No dobrze, więc ty idź, i ja tu się wszystkimi zajmę. A, i jakbyś chciał, to w kuchni są babeczki, kupiłem trochę wczoraj dla ciebie i dzieci, no ale chyba nie miałeś do tego głowy – dodałem, przypominając sobie o tym drobnym fakcie. W końcu kupiłem to dla wszystkich tu obecnych, i Miki też powinien ich spróbować. 
- Może później... zjedliście śniadanie? Zrobić wam coś? – dopytał, czego tak nie do końca rozumiałem. Czy on rozumiał, co ja mu powiedziałem, czy nie rozumiał? Chyba muszę go wyprowadzić własnoręcznie z domu, bo inaczej to on nie wyjdzie. 
- Ty to masz iść nad jezioro. Już, sio mi stąd. I wróć, jak się lepiej poczujesz – powiedziawszy to, wręcz popchnąłem go w stronę drzwi i nie odpuściłem mu, dopóki nie wyszedł. 
Tak jak podejrzewałem, ciężko było zająć mi się zająć wszystkim naraz, ale wcale nie tak dawno temu, jak moja Owieczka nie była Owieczką, a liskiem, też musiałem sobie z tym poradzić. I dałem radę? Dałem. Było ciężko, byłem padnięty, nie miałem za bardzo na nic siły, no ale finalnie dać sobie radę dałem i tylko to się liczyło. Teraz starałem sobie troszkę ułatwić sprawę, angażując malców w pomaganie mi na przykład przy obiedzie. Potem miałem więcej sprzątania, ale przynajmniej dzieci cały czas miałem na oku i to się dla mnie liczyło. Liczyło się jeszcze dla mnie to, by Mikleo czuł się dobrze... miałem nadzieję, że to jezioro naprawdę mu pomoże, a jak nie, to będziemy musieli udać się do Lailah albo raczej ja się będę musiał udać, bo przecież Miki nie będzie chciał. Muszę o niego zadbać, bo jak ja tego nie zrobię, to on na pewno tego nie zrobi. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz