Ja go chyba zatłukę, jak wróci do domu. Co on sobie w ogóle myśli? Gdzie on idzie? Jaki, kurczę, wodospad? Gdzie on tu wodospad ma? Jak tylko wróci do domu, i okaże się, że ktoś mu coś zrobił, albo on coś zrobi komuś... kiedy następnym razem nadejdzie pełnia, może go prostu gdzieś przywiążę. Albo przekażę komuś na jeden dzień dzieci i się nim porządnie zajmę, bo inaczej chyba nie ma na niego rady. Nie chcę, by gdzieś się tam szlajał na świecie całkiem sam, bo jeszcze coś mu się stanie. Na pewno coś mu się stanie, był przecież taki delikatny, taki kruchy... ktokolwiek go skrzywdzi, zabiję go. Nie wiem, czym to grozi mnie jako aniołowi, ale niezależnie od tego, jaka by ta kara miała nie być, i tak to zrobię.
- Gdzie jest mama? – zapytał Haru, nie do końca rozumiejąc, co się właśnie stało. I tak szczerze, to nie on jeden, ja też jeszcze nie wierzyłem w to, co właśnie zobaczyłem. W jednej chwili był przy nas, a w drugiej już go nie było. Myślałem, że jak pójdziemy nad wodę, to się trochę uspokoi, wyciszy, i będzie z nim lepiej. To się przeliczyłem...
- Musiała pójść coś załatwić – powiedziałem spokojnie, musząc się w tym momencie całkowicie skupić na dzieciach i zwierzakach, które pozostały na mojej głowie, bo Miki woli sobie pohasać nad wodospadem.
- To ja też chce – oznajmił, a ja po tym zdaniu już wiedziałem, że nie będę miał łatwo.
- Nie możesz, mama musi to zrobić sama – postanowiłem zachować spokój, bo tylko to mi pozostało.
Haru nie rozumiał tego. Zaczął krzyczeć, że on chce do mamy, a potem zaczął głośno płakać. A skoro on zaczął płakać, no to i młoda poszła w jego ślady. Wróciłem więc z nimi do domu, że może się tam trochę uspokoją, ale mierne były me nadzieje. Hana trochę była spokojniejsza, ale Haru ani myślał się uspokoić. Próbowałem wszystkiego, by przestał płakać, ale on cały czas krzyczał, że chce do mamy. W pewnym momencie po prostu się poddałem i zostawiłem go samego sobie, mając serdecznie dosyć, gdyż od jego krzyku tylko głowa mi pękała.
O dziwo, nie był to taki zły pomysł. Dzieciaki pokrzyczały sobie, popłakały, aż w końcu się tym zmęczyły i były na tyle padnięte, że nawet nie chciały jeść. Nie tylko one były padnięte, głowa tak mnie bolała, że myślałem, że zaraz mi czaszka wybuchnie. Zabrałem je na górę, gdzie je umyłem, przebrałem w czyste rzeczy, i położyłem do ich łóżeczek. Dzieci zaraz zasnęły, i chciałbym móc powiedzieć, że ja teraz też mogłem odpocząć, ale byłoby to kłamstwo. Nie mogłem spać, kiedy czułem, że Mikleo jest gdzieś tam, i coś mu się może złego dziać. Gdybym nie miał dzieci pod opieką, ruszyłbym za nim i powiedział mu, jakim to jest strasznie nieodpowiedzialnym rodzicem i że jest to moja rola, nie jego. No i też jeszcze kilka innych rzeczy.
W oczekiwaniu na męża nakarmiłem zwierzaki, a następnie usiadłem przy stole w kuchni, wpatrując się w ciemność za oknem. Byłem zmęczony, i bolała mnie głowa, ale doskonale wiedziałem, że i tak bym nie zasnął przez to, że mój mąż jest gdzieś tam, i nie wiem, co się z nim dzieje, a może się dziać wiele rzeczy, i to niekoniecznie dobrych. Może jednak powinienem za nim pójść? Ale dzieci nie mogę zostawić samych, nawet jeżeli śpią zmęczone ciągłym krzyczeniem. I ja to musiałem przeżywać co miesiąc, jak człowiekiem byłem? Nie dziwię się, że miałem problemy z sercem. Już teraz ze zmartwienia i niepewności miałem wrażenie, że zaraz zejdę, a przecież byłem aniołem i nie było to możliwe.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz