Nie podobała mi się ta jego reakcja, przecież nie to było moim zamiarem. Miał odpocząć, nie pracować. Po to zabieram dzieci, by odpoczął po nocy, która była dla niego trochę męcząca. Może więc powinienem go zabrać z nami? Tylko czy on by tego chciał? Sam nie wiem, bo chyba gdyby tego chciał, to by zaproponował, że może pójść z nami. Nie mam pojęcia, trudno mi go rozgryźć momentami. Łatwiej by mi było, gdyby mówił mi wprost o swoich uczuciach. I żeby je jeszcze powtarzał, bo do mnie za pierwszym razem na pewno nie dotrze, bo ja za głupi jestem. To chyba niewielkie wymagania, i bezproblemowe, na pewno łatwiej by było dla mnie, gdyby się do nich zastosował.
Nie myśląc o tym za długo poszedłem do dzieci, wyjątkowo musząc się nimi z rana zająć. Zazwyczaj robił to Miki, ale ktoś tu musiał się umyć. I dobrze mu to zrobi, odświeży się, rozbudzi i na pewno będzie się czuł lepiej. Ja na szczęście zrobiłem to wczoraj, bo teraz byśmy mieli mały problem. Chociaż... chyba ja i tak byłem wczoraj w lepszym stanie, niż mój Miki, więc to ja bym się udał do moich maleństw.
– Dzień dobry, słodziaki – powiedziałem, wchodząc do ich sypialni, najpierw biorąc jednego z nich na ręce, a potem drugiego. A mieliśmy je oduczyć spania razem... no nic, jeszcze malutkie są, mamy na to czas. – Wyspałyście się? Co macie ochotę zjeść? – spytałem, schodząc z nimi powoli na dół, musząc bardzo uważać na to, gdzie stawiałem stopy. Trochę mi moje maluchy ograniczały pole widzenia, plus swoje ważyły, no ale i tak jakoś sobie z nimi musiałem poradzić. Ze schodami sobie jeszcze tak średnio radziły, więc już je zniosę na dół, wprost do krzesełek.
– Słodkie! – powiedzieli oboje na raz, a ja zastanowiłem się, co mogłem im słodkiego na śniadanie zrobić. W sumie, to jak się słyszy słodkie śniadanie, to przychodzi mi na myśl tylko jedna potrawa. Cóż, najlepszym kucharzem na świecie to ja nie jestem i nie znam wszystkich dań, jakiś istnieją. Kojarzę jedynie kilkanaście, a tylko kilka potrafię zrobić. Na szczęście to, co mi przyszło do głowy, zrobić potrafiłem.
– Więc co powiecie na naleśniki? – spytałem, a głośny okrzyk radości uznałem za tak. – A pomożecie mi trochę? – zapytałem, na co znów uzyskałem twierdzącą odpowiedź. One to jednak są kochane. Za nic i za nikogo bym ich nie wymienił.
Co prawda mi nie pomogą, ale i tak dałem im miseczkę z mlekiem, które kazałem bardzo dokładnie wymieszać, gdyż potem mogłem go dodać i maluchy będą pewne, że dużo mi pomogły. Trochę przy tym rozlały tego mleczka, ale to, co znalazło się na podłodze, zostało zaraz zlizane przez zwierzaki, którym też zaraz musiałem coś przygotować.
– Odwiedzimy dzisiaj ciocię Alishę – powiedziałem do dzieci, podczas kiedy one czekały cierpliwe na śniadanko.
– A mamusia pójdzie z nami? – zapytał Haru, na co się zastanowiłem nieco dłużej, bo sam już nie wiem, co powinienem zrobić z Mikim. Wydawał się być zawiedziony, kiedy usłyszał, że pójdę z dziećmi, ale nie pytał się, czy też może iść, więc... Sam już nie wiem, co z nim zrobić.
– Myślałem, że mamusia zostanie w domu i odpocznie, ale jak ją ładnie poprosisz, to może zgodzi się pójść z nami – wybrnąłem bezpiecznie mając nadzieję, że Miki nie będzie na mnie o to zły.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz