Trochę byłem uspokojony, wygląda na to, że Mikleo tego chce. Chyba. Na to wygląda. Sam już nie wiem, trochę mi się to wszystko miesza, i ja nie wiem, czy Miki chce, nie chce... z tego stroju, co przed chwilą przymierzał, wydawał się być całkiem zadowolony, a już na pewno bardziej, niż z każdego innego do tej pory, więc to już coś. Tylko właśnie wymaga to jeszcze kilku poprawek, bo mój Miki strasznie drobniutki jest i wyglądało to na nim tak odrobinkę workowato... no ale jestem pewien, że krawiec to poprawi. A jak chodzi o mój strój... cóż, czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Kiedy Miki założy już dopasowany strój, i ja przygotuję mu fryzurę, no to oczy wszystkich spoczną na Mikleo, nie na mnie, więc ja tam za bardzo nie muszę się przygotowywać.
- Może być to – odpowiedziałem, wskazując pierwszy lepszy strój, jaki rzucił mi się w oczy. Był biały, taki prosty, nie będzie odwracał uwagi od Mikleo... no, to mam wszystko w tym stroju, czego mi potrzeba.
- No ty chyba sobie żartujesz – usłyszałem obok siebie. Mikleo już przebrał się w swoje ubrania i pojawił się obok mnie, ze swoim strojem w rękach i patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Nie. Czemu tak sądzisz? – dopytałem, naprawdę nie rozumiejąc jego tonu.
- Bo to nie pasuje do mojego stroju. Już nie mówiąc o tym, że nie nadaje się na ołtarz. Zaraz ci coś znajdę – zaproponował, znikając gdzieś w alejkach. Chyba się troszkę w to wkręcił... a to akurat bardzo dobrze. Bałem się, że tylko ja taki trochę za bardzo się tym wszystkim przejmuję i chcę, by było idealnie, ale Mikleo teraz też zaczął mi pokazywać, że mu zależy. I troszkę mi ulżyło, bo jednak wygląda na to, że tego chce... a ja bałem się, że jestem w tym wszystkim sam, i sobie coś ubzdurałem, no bo ja mam talent do tego. – To będzie w porządku – usłyszałem, kiedy wrócił do mnie z wybranym ubraniem. Było ono całkiem podobne, do tego jego, tylko zamiast niebieskich dodatków były czerwone, no i może był nieco bardziej... prosty, bez tylu falbanek i jakichś dziwnych dodatków.
- Nie będę za bardzo mógł tego przymierzyć, nie wejdę w to – odpowiedziałem od razu, biorąc strój do ręki. Miał za wąskie rękawy, nie ma mowy, że się w to wcisnę. To na jakiegoś chudzielca było, ja za bardzo do niego umięśniony byłem.
- Więc przyłóż do ciała... no, będziesz wspaniale wyglądał – odparł, przyglądając się mi z lekkim uśmiechem.
- A to niedobrze, bo ty masz wspaniale wyglądać – wyjaśniłem, tak odrobinkę niezadowolony z jego słów.
- Oboje mamy wspaniale wyglądać. Chodź już do pana – poprosił, na co kiwnąłem głową. Skoro on był zadowolony... no to się dostosuję. Miki i tak na ślubnym kobiercu będzie lepiej ode mnie wyglądał, już ja tego dopilnuję i wykorzystam swoje wszelkie umiejętności w zakresie zaplatania włosów, by mu wyglądał cudnie.
Pan krawiec wymierzył nas dokładnie, by móc poprawić strój Mikleo oraz uszyć dla mnie nowy, zapłaciliśmy zaliczkę i usłyszeliśmy, że kiedy wszystko będzie gotowe poinformują nas gońcem. Po wyjściu z budynku chciałbym załatwić coś jeszcze, jak na przykład porozmawiać z Alishą, albo z kapłanem, bo dzień całkiem młody był, więc po co go tracić, ale kiedy odwróciłem się w stronę swojego męża miałem wrażenie, że był lekko spanikowany. To przez tych wszystkich ludzi...? Faktycznie, trochę ich tu było, i to nawet bardzo dużo, a nie tylko trochę, a wiem, że Miki nie ma najlepszych wspomnień z nimi.
- Chcesz wrócić do domu? – dopytałem, biorąc na ręce Hanę. Muszę przyznać, dzisiaj nasze bliźniaki były bardzo grzeczne i byłem z nich strasznie dumny, bo wiem, że nie każde dziecko tak ładnie zachowałoby się w sklepie. Nawet pan był nimi zachwycony.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz