Dzięki temu, że pod opieką miałem tylko jedno dziecko, oraz nie bolała mnie głowa, miałem nieco łatwiej, chociaż nadal nie podobało mi się to, że Mikleo zabrał ze sobą Haru. On w tym dniu powinien wypoczywać, nie zajmować się dzieckiem, to mogło być niebezpieczne dla niego i dla dziecka. Co, jeżeli zaśnie podczas opieki nad nim? I coś naszemu synowi się stanie? Przecież on sobie tego nie wybaczy, bo stało się to pod jego opieką, i ja sobie tego nie wybaczę, bo na to pozwoliłem. Gdyby młody jednak ze mną został, to chyba zacząłby mi znów płakać, a nie wiem, czy drugi raz z rzędu bym to zniósł. Już wczoraj miałem serdecznie tego dosyć, a dzisiaj... nie miałbym pojęcia, jak to by wyglądało.
Jako, że Hana bardzo grzecznie się bawiła, po czasie postanowiłem zajrzeć do naszej sypialni. Mikleo robił to, co robić miał, czyli spał. Haru również sobie drzemał, przytulony do ciała mamy. Przez chwilę miałem ochotę go stamtąd wziąć i zanieść do jego łóżeczka, ale szybko oszacowałem, że jest to niemożliwe. Obudziłbym albo Haru, albo Mikleo. Albo obu na raz, a tego bardzo chciałem uniknąć. Rezygnując więc z tego pomysłu odłożyłem książkę z łóżka na szafkę, a następnie przykryłem ich obu cienkim kocem. Sprawdziłem jeszcze temperaturę ciała mojego męża kładąc mu dłoń na czole i od razu się zaniepokoiłem. Jego skóra była bardzo ciepła, wręcz gorąca, a taka nie powinna być. Już wiem, że jak jest pełnia, to jego skóra troszkę cieplejsza jest, ale po pełni? I aż tak ciepła? No chyba, że to nie jego skóra jest tak ciepła, tylko moja. To jest... bardzo prawdopodobne. Jestem zmęczony, zły i zmartwiony, i te czynniki zwykle sprawiały, że moja skóra była znacznie chłodniejsza niż być powinna. Muszę zapytać, jak się czuje, kiedy już wstanie, co pewnie nastąpi jutro rano. Albo jak Haru wstanie. Może jednak powinienem go jakoś powolutku stąd zabrać?
- Dada? – usłyszałem za sobą głos Hany, która musiała wejść za mną po schodach. Chyba jednak będę musiał ich tutaj razem zostawić. Wyszedłem z sypialni do mojej córeczki, zamykając za sobą cicho drzwi.
- Co się stało, księżniczko? – zapytałem, podchodząc do niej i biorąc ją na ręce.
- Jestem głodna – powiedziała, oplatając swoje rączki wokół mojej szyi.
- Więc już zaraz ci coś zrobimy. Jakieś owocki może? Owoce zawsze są dobre – zaproponowałem, schodząc z nią powolutku na dół.
- Ciasto chce – odpowiedziała, a ja westchnąłem ciężko.
- Nie wiem skarbie, czy mamy składniki na ciasto. I nawet jak będziemy mieli, to będzie on dopiero na deser. I też nie wiem, czy tatuś potrafi upiec ciasto – wyjaśniłem jej mając nadzieję, że ją zniechęcę do tego.
- Mamusia będzie miała później. I Haru – powiedziała, niezrażona tym wszystkim.
- Zaraz zobaczę, czy w ogóle mamy składniki i jakiś przepis i wtedy pomyślimy – powiedziałem, wchodząc do kuchni.
W moim magicznym zeszyciku z przepisami znalazłem przepis na ciasto owocowe, tak konkretnie to szarlotkę. Wszystkie potrzebne składniki także były, więc malutka bardzo się ucieszyła i od razu zaproponowała, że będzie mi pomagać. No i co ja miałem zrobić? Powiedzieć jej nie? Nie miałem wyjścia i przed obiadem zacząłem robić z Haną ciasto, bardzo skrupulatnie trzymając się przepisu bojąc, że jak coś zrobię choć troszkę nie tak, no to wszystko popsuję. Do czego mnie ta moja córeczka przymusza...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz